Myślałam, że do wszystkiego można się przyzwyczaić... ale jednak nie można. Mój organizm nie przyzwyczaił się do regularnego, zaburzonego rytmu snu. Oczywiście mój sen regulowany jest przez apetyt Jasia, który w przeciwieństwie do mnie może sobie na wpół śpiocha jeść. Ja do karmienia muszę być w miarę przytomna i obudzona. Codziennie rano jest tak samo, ja czuje się tak samo...jak kapeć. O godzinie 7 mam wrażenie, że położyłam się 10 minut temu, a tu już dzień się zaczyna, długi intensywny dzień z niemowlęciem, turlanko po dywanie, śpiewanie puszka okruszka i wszystkie dzieci nasze są, przewijanie, karmienie, noszonko, spacerek i gdzieś w międzyczasie kawa, śniadanie, domowe obowiązki i obiad w porze obiadowej (to już ostatnio rarytas). Codziennie obiecuje sobie, że położę się z Jasiem po kąpieli o 20:00 i nadrobię, i się wyśpię. No ale zawsze zostaje, a to zebranie prania, a to wstawienie prania, a to poprasuję, a to ogarnę ogólnie, żeby jutro rano się nie wkurzać, dobra to jeszcze prysznic i jakiś serial w tv na odmużdżenie, chociaż kilka minut...poza tym chcę pożyć trochę swoim życiem...acha już jest 22:30 :/ No dobra to jeszcze karmienie i mogę iść spać :P. Od 23:00 do 7:00 jest całe 8h.
Aktualny Rozkład Jazdy:
Godzina 22:30 karmię, pieluszka z reguły sucha, odkładam maleństwo do wyrka i sama ładuje się do swojego naiwnie myśląc , że za kolejne 3h wstanę jak skowronek, podbiegnę w podskokach do Jasia i zgarnę go do karmienia!:) wszyscy we 3 zasypiamy.
Godzina ok. 2:00 przebudzam się, bo maluch gaworzy w łóżeczku i ciumka...dobra muszę wstać...jeszcze chwilkę... dobra wstaje, szybka toaleta, łyk wody, zmiana pieluchy - jeżeli się da, bo jak Jaś jest mega głodny, to żeby męża nie, budzić najpierw go karmię, żeby nie odpalił alarmu...po 20 minutach odkładam dziecię, sama też się kładę i błogo zasypiam umęczon i pogrzebion :P za jakieś 5 minut słyszę jak traktor wjeżdża mi do sypialni...nie to nie traktor tylko Jasio zapełnia pieluchę. Świetnie! Wstaje przebieram, staram się na maksa symetrycznie przypiąć pampersa podczas, gdy Jaś pedałuje w powietrzu...ufff (pół biedy jak zawartość pieluchy jest tylko w pieluszce, bo jak ląduje na ubranku to dochodzi jeszcze zapierka i zmiana pajaca). Ok Pielucha założona, syn ubrany i jakoś tam zasypia za kilka minutek. Jest 2:30.
Godzina ok. 5:00 znowu przewijanie karmienie, tutaj to już głowa zwisa mi nad Jasiem a mąż szturcha mnie żebym zupełnie się nie pokłoniła, generalnie Jasio już skończył dawno jeść, ale ja nie ogarnęłam :P jestem nieprzytomna, a mój syn właśnie ma przerwę od spania i ochotę na zabawę. Mąż wkracza do akcji :D bez problemu zasypiam okładana rączka Jasia z megafonem przy uchu (synek leży między nami i sobie gaworzy z tatą pewnie o piłce nożnej) zasypiają ok. 6 (z tego co mąż zeznał).
Godzina ok. 7-8 nie wiem jak się nazywam i co chodzi. Rozklejam powieki i krzyczę do męża żeby zrobił mi kawę bo sie nie podniosę :P sięgam po Jasia, bo chłopak chwilkę chce pojeść i ogarniam pampera, przebieram w dzienne ciuszki, robię poranną pielęgnację i możemy rozpocząć dzień.
Jestem zawsze tak samo niewyspana jak poprzedniego dnia :P ale uśmiech synka jak widzi moją umęczona, w zasadzie nieco potworzastą twarz po całej nocy bezcenny :)
A Wy drogie Mamy jak sobie dajecie radę? co dodaje rano sił oprócz kofeiny?
0 komentarze :
Prześlij komentarz